piątek, 29 maja 2015

Muzyka w 8 bitach.

Każdy z nas pamięta gry, którym towarzyszyła mało rozbudowana ścieżka dźwiękowa. 8-bitowa tak dokładniej. Na dodatek zapętlała się ona tworząc dłuugą całość i czasami nawet nie jesteśmy w stanie poznać kiedy się kończy a kiedy zaczyna.
Fanatycy gier i muzyki zaczynają tworzyć 8-bitowe wersje utworów swoich ulubionych wykonawców. Można je znaleźć na YouTube po wpisaniu frazy "wykonawca i tytuł utworu +8 bit". Jeśli bardziej znany wykonawca, to wyskoczy. Jeśli mniej znany, to niestety nie zawsze.

No kto by nie chciał zagrać w starą rozpixelowaną grę, w 8-bitowym akompaniamencie swojego ulubionego wykonawcy? Wyobraź sobie epicką walkę z bossem a do niej "Master of Puppets" Metalliki (oczywiście w 8 bitach!) Albo eksploracja mrocznego świata gry z "The Unforgiven I". Kiedyś, kiedy zajmę się tworzeniem gier komputerowych, stworzę coś podobnego. To będzie najbardziej epicka platformówka, która zrewolucjonizuje cały rynek i sprawi, że każdy szanujący się gracz będzie chciał mieć egzemplarz na półce. Da się zrobić porządną pixelową grę. Wystarczy tylko dobry pomysł na fabułę i dużo cierpliwości w programowaniu i tworzeniu grafik. W tych czasach sprzęt może udźwignąć naprawdę ogromną grę platformową, tym bardziej jeżeli będzie się ona opierała na dość prymitywnym silniku gry. Mam naprawdę ogromną ilość pomysłów na postaci, na fabułę. Możliwości są nieograniczone. Stworzenie gry tego typu z całą pewnością jest o wiele łatwiejsze niż praca nad grą pokroju Wiedźmina, nad którym pracowało kilkaset osób przez jakieś 3 lata. Wszystko co niezależne, jest lepsze. Przynajmniej moim zdaniem.
Na razie nie znam nawet podstaw tworzenia gier. Szczerze mówiąc mam zamiar je poznać, sama czy z czyjąś pomocą, to nie ma znaczenia. I wtedy na pewno wykorzystam 8-bitowe wersje utworów moich ulubionych wykonawców, o ile oczywiście dostanę od nich na to zgodę.

czwartek, 28 maja 2015

Prawdziwe potwory.

Jeśli masz miękkie serce, musisz mieć twardy tyłek. To powiedzenie ma idealne odzwierciedlenie w moim życiu. Staram się być miła, ale zawsze ludzie obracają to przeciwko mnie żeby jeszcze bardziej móc mi dokopać. Chciałabym być twardą babką nie mającą serca, ale nie potrafię. Za każdym razem się lituję i daję kolejne szanse, a nie powinnam tak robić. Zdecydowanie nie powinnam, bo dobre uczynki zamiast do mnie wracać - zamieniają się w złe i trafiają do mnie z podwójną mocą.
To jest takie cholernie niesprawiedliwe. Taki właśnie nóż wbity w plecy boli bardziej niż można by się tego spodziewać. Dajesz z siebie wszystko i jeszcze dostajesz za to po twarzy? Brzmi jak ogromny nonsens i absurd, jednak takie są realia tego świata a mi strasznie ciężko jest się z nimi pogodzić.

Wiedźmini zawsze nosili przy sobie dwa miecze - jeden na ludzi, drugi na potwory. Tyle, że obydwa były na potwory, tylko w trochę innym znaczeniu. Potwory nieco innego kalibru. Bo ten pierwszy wymieniony ich rodzaj, potrafi wyrządzić ból o jakim nie śnimy, bo ból psychiczny, który jest o wiele silniejszy niż ten fizyczny. Każda rana się zagoi, odejdzie ze strupem, ale te zadane przez człowieka, potrafią zostać na długie lata i przełożyć się na to, jaką osobą jestem.
Także drogi czytelniku, wyciągaj swój miecz i choć ze mną na walkę z tymi poczwarami. Rzecz jasna, nie będziemy ich zabijać bo w końcu to to my jesteśmy tymi prawymi i dobrymi. Pociachajmy ich mieczami po twarzach tak, aby popamiętali do końca życia, że za dobro powinno odwdzięczać się tym samym. Taką lekcję zapamiętaliby do końca swojego życia.


środa, 27 maja 2015

Machewkom tak, a Burakom nie.

Nie rozumiem jednego. Nie rozumiem tego całego fenomenu na bycie burakiem. Wyznaję jedną zasadę moralną: nie traktuję ludzi tak, jak sama nie chciałabym zostać potraktowana (No chyba, że ktoś jeździ po mnie jak po starej szmacie, wtedy odwdzięczam mu się tym samym). A teraz niektórzy starają się być na siłę sarkastyczni i ironiczni. Nie wiem po co. Przecież przez to robią z siebie tylko debili, a nie inteligentnych ludzi (przynajmniej w moich oczach) Stosowanie sarkazmu jest w porządku, ale nie cały czas. Jeśli jest gdzieś umiejętnie wpleciony, może być nawet zabawny, ale jest różnica pomiędzy chamstwem a sarkazmem.

Często poruszam tutaj temat debielizmu, idiotyzmu i głupoty ludzkiej. Robię to tylko dlatego, że nienawidzę takiego buractwa, czepialstwa. Momentów, w których człowiek nie ma się do czego przyczepić a mimo wszystko to robi. Dlaczego? Bo to tuman. Szkoda, że głupota nie jest karana, bo znam ludzi którzy dostaliby za to karę dożywotniego pozbawienia wolności. Na świecie są ludzie tak mściwi i tak czepialscy, że aż mam ochotę pokazać im środkowego paluszka i powiedzieć "Całujcie mnie wszyscy w dupę", jednak nie robię tego, nie dlatego że się boję, tylko dlatego żeby nie mieć kłopotów, bo potrafi być ze mnie niezły troublemaker (nie, nie znam polskiego odpowiednika tego słowa). Jak ktoś będzie się chciał przyczepić, to i tak to zrobi. Mieć wyrąbane na to, co mówią inni ludzie to absolutna podstawa. Nigdy nie zadowolisz wszystkich, staraj się więc zadowolić siebie.


"Jasio przyszedł po poradę do dziadka.
- Dziadku, co bym nie zrobił, to spotykam się z krytyką ludzi. Co na to zaradzić? 
Dziadek wsiadł na osiołka i ruszył z Jasiem do miasta. Gdy mijał główny rynek, usłyszeli krytykę ludzi:
- Taki starzec męczy biedne zwierzę, ale wygodny. 
Następnego dnia dziadek posadził Jasia na osiołka. Gdy przechodził w centrum miasta usłyszeli:
- Ale niewychowany dzieciak, sam na ośle jedzie, a starszemu mężczyźnie miejsca nie ustąpi. 
Trzeciego dnia Dziadek i Jasio szli obok osiołka, wtedy tłuszcza skwitowała: 
- Patrzcie, jacy głupcy, mają zwierzę, a w ogóle z niego nie korzystają. 
Po powrocie do domu, dziadek wyciągnął się w fotelu, odpalił fajkę i ze stoickim spokojem rzekł:
- Widzisz, Jasiu, czego byś nie wymyślił, ludzie zawsze się do ciebie o coś przypierdzielą."



wtorek, 26 maja 2015

Czego oczekuję od kolejnej płyty Kabanosa?

Nie ukrywam, nie ukrywam. Kabanos jest moim ulubionym zespołem i gdybym miała wybrać jedyną piosenkę, której słuchałabym do końca swojego życia - byłby to "Motyl" tego właśnie zespołu. Niedoinformowanych  fanów zespołu z radością zawiadamiam o tym, że jesienią (najprawdopodobniej na początku września) zespół wydaje swoją nową płytę. Nie ma ona jeszcze swojego tytuły, na stronie Antyradia pojawiła się jedynie informacja o dwóch tytułach piosenek, ciekawskich odsyłam na stronę (http://www.antyradio.pl/Newsy/Rock-News/Kabanos-wraca-z-nowa-pozytywna-plyta-2794) Jednak dzisiaj chciałabym napisać o tym, czego oczekuję od panów z Kabanosa i czego kategorycznie bym nie zniosła.


Na ostatnim albumie zespół zaczął rozpieszczać swoich fanów bardzo rozbudowaną linią melodyczną oraz tekstami, które mają nie tylko jedno dno. Na "Dramacie Współczesnym" z resztą jak sama nazwa wskazuje, przeważały melodie smutne i poważne, nowy album za to ma znowu być wesoły, tak jak nasze ukochane "Flaki z Olejem". Wiem, że Kabanos słynie z głupawych tekstów i prostych przekazów, ale oczekuję, że na nowym albumie będzie więcej takich kawałków jak "Snob" z Dramatu, który miał wesołą i skoczną melodię a i niósł ze sobą wiele do przekazania. Chciałabym, żeby powstało coś podobnego do "Kiełbie we Łbie", które właśnie te aspekty łączyły i robiło to w przezajebisty sposób. Fani zauważyli, że zespół "Dramatycznie" zaczął zmierzać ku dojrzałości i oczekują z powrotem prostych, głupawych tekstów. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że trzeba się rozwijać i nie można cały czas robić tego samego. Ostatnia płyta była świetnym przykładem rozwoju i postępu. Bardzo mi się to podoba. Nie zniosłabym jednego - techno, dubstep czy jakkolwiek się to nazywa. Takich wstawek nie byłabym w stanie przesłuchać, chyba że byłyby inteligentnie zaimplemetnowane jak to miało miejsce w "Snobie". Jestem o to spokojna, ufam wszystkim członkom Kabanosa i mam pewność że mi tego nie zrobią.
Kiedy pojawi się płyta, na pewno można oczekiwać ode mnie dogłębnej recenzji. Zobaczymy jednak, czy będzie ona pozytywna czy też nie, ale póki co mam ogromną nadzieję że tak. Właściwie nie widzę innej opcji, chyba że album będzie okropnie bardzo odbiegał od pozostałych. Żywię zbyt wielką sympatię to panów z zespołu i nie byłabym w stanie powiedzieć, że coś od nich jest beznadziejne, bo szanuję trud jaki wkładają w swoją pracę. Swoją drogą oczekuję jeszcze więcej takich teledysków jak "Pancerz" i mam nadzieję, że do kawałków z nowej płyty takie teledyski zaczną powstawać.

Jeśli jeszcze nie znasz tego zespołu, bardzo Ci go polecam. To jest nasza, rodzima, niezależna muzyka i powinniśmy być z niej dumni. Jeśli nie lubisz mocniejszych brzmień, polecam akustyczną płytę. Jest cudowna.


poniedziałek, 25 maja 2015

Rywalizacja.

Dlaczego ze sobą ciągle rywalizujemy?
"Mamie Emmy kopara opadnie jak na komunię moja Dżesika zajedzie Mercem!", "Muszę mieć lepszą ocenę, niż Michał!" itp. Przykładów może być bardzo dużo, zawsze staramy się być lepsi, nawet jeśli przekracza to granicę naszych wszelkich możliwości. Dlaczego po prostu nie usiądziemy w fotelu i nie powiemy sobie "Mam na to wszystko wyrąbane"? Dlaczego spinamy się o byle co i jesteśmy tak uparci w dążeniu do celu tak, że staje się to dla nas największym priorytetem i przysłania nam oczy i uszy? Dlaczego robimy rzeczy, które są nierozsądne tylko po to, żeby mieć satysfakcję z pokonania kogoś innego?
Kiedyś bardzo zależało mi na tym, żeby  mieć jak najwyższe oceny w szkole. Nadal mam potencjał ku temu, żeby takowe zdobywać, ale jednak nie zdobywam. Dlaczego? Nie sztuką jest nauczyć się 30 definicji z książki od Biologii na pamięć i dostać 5. Sztuką jest te wszystkie definicje rozumieć, poprzeć przykładami i wiedzieć co się mówi. A to już nie każdy potrafi. Tylko ludzie, którym nauka z tej biologii faktycznie dobrze idzie. Jeśli nie czujesz się w tym dobrze - olej to. Zajmij się tym, co idzie Ci najlepiej. Spójrz na mnie. J. Polski - 3, J. Angielski - 6! Można? Można! Fuck the system. Jeśli jakiś przedmiot mi nie podchodzi, to dlaczego mam się z niego starać tylko po to, żeby mieć lepszą ocenę niż przysłowiowa Kaśka? Po co mi to? Przecież czas zmarnowany na naukę czegoś, czego i tak nie rozumiem równie dobrze mogę poświęcić na naukę Języka Angielskiego, który kocham i cały czas go poznaję, bo przecież nikt nie rodzi się poliglotą. (To tylko przykład, Ty możesz być świetnym polonistą czy matematykiem) Nie mówię, że jeśli stać Cię na dużo, to masz to zlać, wręcz przeciwnie. Musisz wiedzieć z czego jesteś dobry/a i rozwijać to jak najbardziej się tylko da bez marnowania czasu na coś, w czym nie widzisz sensu.
Jak to kiedyś podsumowała moja nauczycielka: "Nie musisz być dobra we wszystkim, ważne że jesteś dobra z tego, co lubisz" 




I tym oto akcentem kończę ten temat. Mam nadzieję, że Ci się podobało. Jeśli chcesz podsunąć mi jakiś temat, który mogę poruszyć - możesz napisać w komentarzu.

piątek, 22 maja 2015

Dlaczego Assassin's Creed I nie odniosło sukcesu?

Dzisiaj wielu z nam (może nie wszystkim) znane jest uniwersum z serii Gier Assassin's Creed. Gry te towarzyszą nam już od 2008 roku. Jednak pierwsza część nie była przyjęta z tak wielką aprobatą, jak inne. Chcesz wiedzieć dlaczego? Zapraszam do lektury. 

SPOILER ALERT!
Pragnę zaznaczyć, że materiał zawiera oczywiste spoilery, także jeśli kiedyś w przyszłości masz zamiar przejść tą grę, albo jesteś w trakcie jej przechodzenia - nie czytaj tego.  

Pod lupę biorę wersję na: Xbox 360.

Na początku muszę przyznać się do pewnej rzeczy. Swoją przygodę z tą własnie serią gier zaczęłam aż od trzeciej odsłony. Z perspektywy czasu uświadamiam sobie, że to nie było jednak zbyt dobre posunięcie i powinnam była jednak przechodzić je wszystkie po kolei. Dlaczego? Kiedy odpaliłam pierwszą część po przejściu trzeciej, nie było jeszcze naprawdę bardzo wielu opcji, które potrafiły ułatwić życie m.in. słabo dopracowany wzrok orła, brak możliwości ulepszania postaci, brak możliwości posiadania jakichkolwiek dóbr materialnych, brak wszelkiego rodzaju opcji customizacji (zmiany wizerunku) swojej postaci. Mimo, że trzecia odsłona serii pozostawiała wiele do życzenia, pierwsza nie oferowała praktycznie nic poza klimatem i bardzo ciekawą fabułą.


W grze dostępnych było 5 lokacji: Damaszek, Akka, Jerozolima, Masjaf i coś na rozstaju, ale na chwilę obecną za cholerę nie mogę przypomnieć sobie nazwy. Naszym protagonistą jest Altair Ibn La'Ahad, najzdolniejszy uczeń mistrza zakonu Assassynów - Al Mualima. Po wejściu do Animusa, kiedy po raz pierwszy wcielamy się w tą rolę, nasz Assassyn łamie 3 pierwsze zasady kreda. Zabija niewinnego przed świątynią, działa nie ukrywając się, oraz naraża swój zakon na niebezpieczeństwo, przez co ginie jedna z jego osób towarzyszących, a druga doznaje poważnego urazu. Za taką głupotę, mistrz Al Mualim jest zawiedziony na swoim najzdolniejszym uczniu i postanawia go ukarać. Altair traci swoją rangę i dostaje od mistrza 9 celów do zabicia. Po zabiciu każdego z nich, nasz ekwipunek ulega zmianie. Dostajemy np. lepszy miecz, więcej zdrowia, ulepszony pas na noże itp. co jest dosyć ciekawym aspektem, bo zachęca nas do wykonywania misji głównych.
Tyle, że misje główne są po prostu nudne, monotonne i takie same. Idź, podsłuchaj, zdobądź informacje, zabij cel. Koniec. Czy tak to powinno wyglądać? Moim zdaniem przyjemność z grania w gry, polega na różnorodności, jaką może oferować nam świat. Pierwsza odsłona Assassin's Creed ma ogromny, niewykorzystany potencjał. Dało się to rozwinąć lepiej, dając misje poboczne trochę inne niż uratowanie mieszkańca, przecież dało radę wcisnąć coś ciekawszego. Było mnóstwo wolnej przestrzeni.
Nawet nie chcę wspominać o sztucznej inteligencji przeciwników. Strażnicy zamiast napierdzielać nas wszyscy naraz, każdy ustawiał się do kolejki po śmierć. Polski Dubbing to porażka, ale w grach to normalka. Jedynie gry, które powstają w Polsce posiadają dobrze dobrane głosy do postaci. Całe szczęście, że kolejne części były o wiele ciekawsze.

Moja ocena: 6/10 

czwartek, 21 maja 2015

Hej, Ty! Jesteś wyjątkowym człowiekiem!

Spójrz tylko na wszystkich ludzi, którzy Cię otaczają. Są normalni, zwyczajni, ale kiedy poznasz ich głębiej - każdy z nich coś sobą reprezentuję. Każdy ma swoje wady i zalety. Nie zawsze jesteśmy w stanie je wszystkie akceptować, dlatego w naszym życiu wybieramy tylko grono poszczególnych osób z którymi się trzymamy i zadajemy.


Spójrz na siebie. Kto inny zna Cię bardziej niż Ty sam? Znasz swoją wartość, która jest ogromna. Twoje życie jest cenne, bo jesteś sobą. Wyjątkowym człowiekiem, takim, który zdarza się raz na 7 miliardów innych ludzi. Żaden człowiek, który żył wcześniej i żaden człowiek, który będzie żył w przyszłości nigdy nie będzie taki sam jak Ty, nawet gdyby bardzo się starał. My nie jesteśmy tacy sami. To społeczeństwo wyznacza nam normy, do których staramy się dostosowywać. Dlaczego? Bo nie chcemy być inni, boimy się odmienności i tego, że zostaniemy odrzuceni przez cały ogół. A mówię my - bo mnie też się to tyczy. Mnie, Ciebie, twoich bliskich i znajomych. Czasami przy innych ludziach udajemy kogoś, kim nie jesteśmy tylko dlatego, żeby zrobić na nim większe wrażenie. Nie ma w tym nic złego. Według niektórych psychologów, każdy człowiek ma trzy maski. Jedna z nich to ta, którą zakłada będąc w towarzystwie znajomych. Druga - w towarzystwie rodziny, natomiast trzecia jest jego własna, indywidualna.

Każdy z nas, ma takie swoje małe sekrety, których nie ujawnia nikomu. Rzeczy, o których wie tylko on sam i nie chce się nimi z nikim podzielić. Taki trochę sekret. Dlaczego jednak nie zaczniemy obnosić się z tym, jacy jesteśmy naprawdę? Dlaczego po prostu nie zrzucimy z siebie tych wszystkich masek i nie zaczniemy być sobą przy wszystkich. Ja się staram, ale czasami coś w środku mnie hamuję. Miałam problemy przez to, że mówiłam to co myślę, ale przecież lepiej jest mówić to co ma się na myśli, niż wyklinać wszystko i wszystkich?
Bądź sobą, uwierz w siebie. Zamknij drzwi do przeszłości, schowaj gdzieś głęboko od nich kluczyk i zacznij żyć Tu i teraz.



"Moje podkrążone oczy zdradzają słabości
Gdy w środku nocy budzi sen o przeszłości
Kiedy to szczęście było białe i w proszku
Gdy nie poznawałem w lustrze swoich oczu
Lęk puka w okno, mówi że znów zniknie dobro
A strach patrzy w oczy, chce żebym znów stał się obcy

Strach przed dzisiaj paraliżuje
Wczoraj i jutro moje myśli truje
Co było to było, co ma być będzie
Tu i teraz to moje orędzie

Boję się przyszłości, boję odpowiedzialności swojej
Boję się o jutro, brak pieniędzy będzie boleć
Lękam się choroby, śmierci i nieszczęścia
Lękam się o raty, kredyty, opłaty. Klękam
Przyszłość jest tak niepewna
Wyrywa serce, życie w nerwach
Wschód słońca jutra znika
Zapomnę pewności dzisiaj

Chcę żyć dziś, tu i teraz
Nie chcę być tym kim nie jestem
Nie chcę być tam gdzie mnie nie ma
To jest dzień i to jest miejsce

Tam gdzie nas nie ma czas nie istnieje
Wczoraj i jutro odbiera dziś nadzieję
To co przerasta jest niemożliwe
Znaki na niebie wołają ciebie"
Luxtorpeda - "Tu i Teraz"



środa, 20 maja 2015

Kurtyna w górę, tam są pijawki.

"Pijawkipijawki właściwe (Hirudinea) – podgromada zwierząt z typu pierścienic (Annelida) obejmująca ponad 500 – w większościeurytopowych – gatunków zaopatrzonych w jedną lub dwie przyssawki. Prowadzą pasożytniczy lub drapieżny tryb życia. Są blisko spokrewnione ze skąposzczetami, mają z nimi wiele cech wspólnych i włączane są z nimi do siodełkowców (Clitellata). Większość pijawek to zwierzęta wodne lub amfibiotyczne, gatunki lądowe należą do rzadkości." 

Oto krótkie wytłumaczenie, co to są pijawki według Wikipedii. Czym są tak naprawdę? Pijawka to nic innego jak człowiek. Człowiek, który wysysa Twoją krew tylko po to, żeby mieć z tego jak największą korzyść dla siebie. Tacy ludzie niestety są na świecie, chociaż moim zdaniem powinni być karani mandatami za głupotę.
Cechą, której najbardziej nie lubię w ludziach jest fałszywość. Faryzeusze, które szczerzą się do Ciebie udając przy tym kochanych i wspaniałych. Łaszą się i próbują przypodobać, żebyś potem to Ty odwalił za nich czarną robotę. A Ty głupi dajesz się mamić. Masz klapki na oczach a co jednych uchem wpadnie, drugim wypadnie. Wierzysz, że pijawki wcale nie są takie złe, podczas gdy one próbują poznać Cię doszczętnie, by włożyć nóż w odpowiednie miejsce. Żeby bolało jak najbardziej, żeby wylało się z Ciebie jak najwięcej krwi.

I pamiętaj:
"Choć im zawdzięczasz wiele
To nie są Twoi przyjaciele" 

wtorek, 19 maja 2015

Miłość...

Dzisiaj będzie nastrojowo i melancholijnie, także radzę Ci włączyć jakąś smutną muzykę na pianinie, wziąć kubek kawy lub herbaty i wczytać się w to, co mam do powiedzenia..

Kiedy tak obserwuję wszystkie te zakochane pary, mam wrażenie że coś jest nie tak. Ona kocha jego, tylko dlatego że on ma ładny samochód, on kocha ją tylko za to, że ta ma bogatych rodziców. Czy naprawdę o to chodzi? Jeśli się kogoś kocha, nie patrzy się na to jak wiele ma. Patrzy się na to, że mimo iż ma niewiele, jest w stanie oddać Ci wszystko. 
Miłość nie polega na tym, żeby dawać sobie najpiękniejsze prezenty, ani na tym żeby codziennie kłócić się o to, kto kogo bardziej kocha. Nie jest istotne nawet to, czy ktoś mówi Ci, że Cię kocha. Istotny jest fakt, że Ci to okazuje. Wystarczy jedno spojrzenie w oczy, żeby obudzić w kimś iskrę i sprawić, żeby ten stracił głowę. 
Miłość to coś więcej, niż tylko zwykłe uczucie. Bo jak to mówi jeden z moich ulubionych tekstów piosenek - "Nawet przed sobą ciężko przyznać się, że bez miłości świat by pożarł mnie" I ja uważam że to prawdę. Jeśli nie mamy w sercu miłości, jeśli nie dzielimy się swoimi uczuciami z innymi ludźmi, nie mamy żadnych wartości. Umieramy od środka, nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować. 

Miłość jest wtedy, kiedy druga połówka codziennie podkrada Ci kanapki, a Ty i tak za każdym razem wkładasz je w to samo miejsce. Miłość jest wtedy, kiedy widzisz ukochanego brudnego i spoconego, ale nawet mimo to jesteś zdania, że jest przystojniejszy niż Bradley Cooper. Miłość jest wtedy, kiedy twój piesek liże cię po twarzy nawet wtedy, kiedy zostawiłeś go samego na cały dzień. Miłość nie oczekuje nic w zamian, Ty też nie oczekujesz nic w zamian za miłość, bo ona sama jest najlepszą możliwą nagrodą za poświęcenie dla drugiej osoby. Kiedy budzisz się rano i najpierw chcesz zobaczyć twarz osoby obok - to jest właśnie miłość. Wtedy nie patrzysz na to, że ona jest nieumalowana, czy że on zarośnięty. Nie przeszkadza Ci to, bo wciąż osoba, którą kochasz nad życie. 



Wyobraź sobie dom. Niewielki, drewniany domek stojący niedaleko jeziora a w nim dwójkę ludzi. Ona jest pisarką i wykonuję swoją pracę siedząc przy komputerze - naprzeciwko stoi drugi komputer należący do jej męża informatyka. Ten też nie musi nigdzie wychodzić, żeby pracować. Podczas pracy przebywają ze sobą, jedzą razem, czytając książki w fotelach obok siebie, trzymają się mocno za ręce. Mają wspólne pasje, wspólne marzenia i usiłują je spełnić. Czy to nie jest idealna wizja miłości? Każdy chciałby coś takiego przeżyć, każdy w środku ma taką potrzebę. Na języku polskim miałam taką lekturę, jak "Kamizelka" Bolesława Prusa. Pan jest chory, a małżeństwo jest zbyt biedne żeby zapewnić mu leki. Jego żona by uspokoić męża, co wieczór skracała pasek kamizelki, którą nosił. W ten sposób chciała mu udowodnić, że nie chudnie, a wręcz przeciwnie - nabiera ciała. Nie wiedziała tylko, że w tajemnicy przed nią pan przesuwał sprzączki kamizelki, bo nie mógł znieść jej rozpaczy. Jedno naciągało prawdę tylko po to, żeby oszczędzić drugiemu łez. 

A jaka jest Twoja wizja miłości? Napisz w komentarzu, podziel się nią. Bardzo chętnie to przeczytam. Tymczasem dziękuję za uwagę i do jutra. 

poniedziałek, 18 maja 2015

Assassin's Creed Syndicate. Co ja o tym myślę?

Wiktoriański Londyn? Możliwość przejechania się konną bryczką i możliwość zwiedzenia tego pięknego miasta od początku do końca? Brzmi niesamowicie, ale czy będzie niesamowite? Po wpadce z Unity, Ubisoft prezentuję.. Assassin's Creed: Syndicate. Są dwie opcje: albo ogromny hit, albo kolejna ogromna wpadka jak to było w przypadku ostatniej odsłony. Zanim przeczytasz poniższy tekst, lepiej zapoznaj się z urywkiem gameplay'u, który został nam zaprezentowany 12.05.2015 roku. 


Londyn jest pięknym miastem i prawdę mówiąc gdzieś podświadomie marzyłam o tym, aby powstała gra w której to akcja będzie tam osadzona. Nie przemyślałam jednak tego, że będzie to nie byle jaka gra, bo Assassin's Creed, czyli seria w której jestem zakochana już jakiś czas. Jak już wspomniała przy okazji pisania posta o grach - przeszłam już wszystkie możliwe części tej gry (Z wyjątkiem Unity, ale już w te wakacje pojawię się na paryskich  uliczkach jako Arno Dorian). Syndicate jak dla mnie zapowiada się bardzo ciekawie. Wiele osób jest sceptycznie nastawionych, ale ludzie - dajmy szansę Ubistoftowi zrehabilitować się po Unity, które zdaniem wielu ludzi nie było zbyt dobrą produkcją. Pamiętasz może sytuację, w której to fani tejże serii gier byli niesamowicie zawiedzeni po wyjściu trzeciej odsłony? Po roku nadszedł czas na jakże wybitnego Black Flag'a, który to spodobał się nie tylko ludziom recenzującym tą grę, ale też samym graczom, którzy po porażce trójki byli zdania, że nic już nie jest w stanie wskrzesić tej serii.

Pamiętajmy, że Unity nie było jedynym tworem z tej serii jaki wyszedł w zeszłym roku. Tego samego dnia premierę miał także Rogue, który zdaniem wielu jest o wiele lepszy, mimo że działa na mechanikach gry zaczerpniętych z Black Flag'a. Znów mamy żeglowanie, znów przeprowadzamy abordaże, znów mamy dostęp do floty morskiej, znów możemy okradać magazyny. Tyle, że wprowadzono kilka innowacji. W tej części bowiem powrócił system banków, znany z II, Brotherhood'a i Revelations. Mogliśmy przy pomocy zbieranych przez nas surowców remontować domy, które zwiększały nasz przychód. Co prawda nie było to zrealizowane idealnie i sprawiało, że w Rogue pod koniec gry mogliśmy być milionerem, ale sam fakt że coś takiego wprowadzono był ciekawy. Chciałabym to zobaczyć w Syndicate. W ulepszonej wersji, czyli w takiej, gdzie będę miała okazję trochę się napoić zanim jeszcze mój protagonista będzie piekielnie bogaty. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie działało to w Unity, ale mam nadzieję że nie dawało nam opcji aż tak łatwego zarobku.

W grach bardzo lubię, jeżeli są zaawansowane opcje customizacji naszej postaci. Dotychczas we wszystkich Assassinach nie był on jakoś bardzo rozwinięty, dlatego mam nadzieję że a najnowszej odsłonie się to zmieni. Liczę, na możliwość wybrania fryzury lub zarostu protagonisty a także sporą gamę ubrań w różnych kolorach tak, aby każdy mógł zrobić ze swojego Assassyna kogoś z kim się identyfikuję. Nie mówię to o kreatorze postaci, który jest na przykład w Saints Row, ale kilka skromnych opcji by mnie zadowoliło.
Z tego co widziałam w zwiastunie, walka wręcz nie wygląda za dobrze. Ruchy postaci nie są ani trochę płynne Ubisoft będzie musiał popracować trochę nad animacjami.
Reasumując - człowieku, który jesteś odpowiedzialny za tą grę - nie zepsuj tego. Gra ma potencjał i to nawet ogromy. Trafiła u mnie na drugim miejscu wyczekiwanych gier zaraz po Wiedźminie. Nie mam zamiaru wystawiać oceny na dzień dzisiejszy, bo chciałam tylko przybliżyć Ci tą produkcję. Póki co, pozostało nam czekać. Miejmy nadzieję, że to będzie cudowna gra, podobnie jak dwójka.


piątek, 15 maja 2015

Najsłodszy teledysk?

Wielką fanką oglądania teledysków nie jestem i prawdę mówiąc widziałam ich naprawdę niewiele w życiu. Jednak to, co zobaczyłam ostatnimi czasy to prawdziwy majstersztyk. 

Minęły już 3 lata od premiery albumu "Kiełbie we Łbie" zespołu Kabanos. Były jakieś małe wzmianki o tym, że pan Tomasz Boniewski - autor teledysku do utworu "Dobranocka" pracował też nad "Pancerzem" ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. 7 maja tego roku zespół napisał na swojej stronie, że tego samego jeszcze dnia o godzinie 20 na serwisie YouTube ma ukazać się ten oto teledysk. Wszyscy przyjęli to cieplutko. Nie oczekiwałam czegoś cudownego i zwalającego z nóg. Byłam ciekawa i właściwie to wszystko. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten teledysk, zaczęłam zastanawiać się jak bardzo kreatywnym trzeba być, żeby wpaść na tak oryginalny i nowatorski pomysł? Stworzyć ludziki z plasteliny, robić im zdjęcia klatka po klatce, wyreżyserować dokładny scenariusz i do tego idealnie zsynchronizować to z muzyką. Kto by się spodziewał, że najlepszym Polskim teledyskiem (przynajmniej w mojej skromnej opinii) może popisać się niezależny zespół, którego muzyki nie usłyszymy w popularnych stacjach radiowych, nie przeczytamy o nim w gazetach ani na Pudelku i nie zobaczymy w telewizji?

"Jedyny sposób, w jaki można mówić o ludzkiej naturze, to uznanie że istnieją pewne ludzkie potrzeby. Posiadamy ludzką potrzebę towarzystwa i bliskiego kontaktu, przywiązania, bycia kochanym, bycia rozumianym i akceptowania takim, jakim się jest. Jeśli te potrzeby są spełniane, wyrastamy na ludzi współczujących, pomocnych i takich, którzy posiadają empatię w stosunku do innych ludzi. Przeciwieństwo które widzimy w naszym społeczeństwie jest, w rzeczywistości, wypaczeniem natury ludzkiej właśnie dlatego, że potrzeby tylko niewielkiej ilości ludzi są spełnione."
Zeitgeist: Moving Forward

Przytoczony tekst pochodzi z książeczki dołączonej do płyty. Teledysk przedstawia nam piękną historię miłości. Jedna połówka umiera, ale nie odchodzi. Ciągle jest w sercu, żyję tam i sama się pielęgnuję. Tęsknota za ukochanym/ukochaną może być ogromna, a świadomość że już nigdy więcej się go nie zobaczy - przytłaczająca i dobijająca. Nie będę już nic mówić, tego teledysku lepiej samemu doświadczyć, zobaczyć go i interpretować na własny sposób. 


czwartek, 14 maja 2015

Kanon piękna.

Rzucam Ci hasło: typowa dziewczyna. Twoim zadaniem jest ją sobie wyobrazić. Zamykasz oczy a przed oczami ukazuję Ci się obraz wysokiej, pięknej blondynki. Umalowanej i skąpo ubranej. Koszulka do pępka, krótkie spodenki, tzw. "podcipki" oraz twarz. Usta czerwone niczym dojrzała truskawka w sadzie u babuni, reszta gładka i bez zmarszczek. Nie ma na niej piegów, pryszczy, krostek i generalnie cała jest idealna. Uśmiechnięta i żywiołowa, spogląda na Ciebie spod swoich super modnych okularów przeciwsłonecznych, puszcza Ci oczko a następnie śmieje się do Ciebie pokazując jednocześnie białe uzębienie.

Do czego zmierzam? Ano do tego, że rzeczywistość okazuję się być brutalna i potrafi dać Ci w pysk zanim sam(a) zdążysz dokończyć swoją myśl. Ludzie są naprawdę różni. Niscy i wysocy, grubi i chudzi, ładni i brzydcy. Są też różna gusta. Jedni wolą wysokich, drudzy preferują niskich. Jeśli uważasz, że wyglądasz źle, zastanów się chwilkę. Wszystkie modelki światowej sławy, gwiazdy kina i muzycy pokazują nam coś, czego nie powinni. Dają nam zły przykład, przez który później sami popadamy w ogromne kompleksy i nie zawsze jesteśmy w stanie się od nich uwolnić. Trzeba pogodzić się z tym, że tak naprawdę żaden z nas nie jest idealny, ale ludzie o których słyszy się dużo, są wystarczająco bogaci żeby to ukryć. Jeśli mają małe cycki - idą na operację plastyczną, gdzie wsadzają im implanty, doczepiają sobie włosy, żeby te sprawiały wrażenie gęstszych i zdrowszych, kupują drogie i idealnie dopasowane ubrania, które są w stanie ukryć wszystkie ich niedoskonałości. Oszukują nas i oszukują samych siebie.
Tymczasem Ty musisz nauczyć się akceptować i kochać swoje wady. Każdy je ma, nie każdy jednak je pokazuje. Wzrost czy uciążliwa wada wzroku nie jest dostatecznym powodem do popadania w kompleksy.

"Kopciuszek w pocie czoła zmywa podłogę, gdy nagle rzuciła szmatę w kąt i tak oto rzekła do macochy i swych przyrodnich sióstr: 
- Mam to w dupie! Nie będę dalej sprzątać. Staram się jak mogę aby wam się przypodobać, zaspokajać wasze potrzeby, zawsze chciałam, żebyście były ze mnie zadowolone. Nie będę ukrywać, że zazdrościłam też wam gracji, elegancji, tego, że ludzie was szanują, a niejeden panicz traktuje was jak święte krowy. Dochodzę jednak do wniosku, że myślenie o sobie w kategoriach w jakich postrzegają świat ci, którzy mają was za super fajne laseczki jest błędem ze wszech miar obezwładniający głupotą. Mam w sobie więcej ambicji, jestem mądrzejsza, ładniejsza i w ogóle zajebista. I gówno mnie obchodzi, że nie umiem mówić po francusku i jakie jest na ten temat wasze zdanie. Zaraz tu przyjedzie książę i założy mi pantofelek na nogę, więc już zacznijcie zbierać gębę z podłogi. A jak już zostanę księżniczką, to możecie sobie gderać ile wlezie, i tak nic nie zmienicie w tej kwestii."
- opracowane na podstawie bajki "kopciuszek". Tekst zaczerpnięty z książeczki do płyty "Kiełbie we Łbie" zespołu Kabanos. 

środa, 13 maja 2015

Szkołaszkołaszkołaszkoła..

Nie lubię szkoły. Wiem, że mówi to 99% uczniów z całego świata, ale system edukacji sam sobie na to zasłużył.
Uczymy się rzeczy, które nie mają żadnego wpływu na naszą przyszłość i nie są w stanie pomóc nam w różnych sytuacjach. Chyba, że jakiś psychopata przypnie Cię do krzesła elektrycznego i zagrozi, że jeżeli nie wyrecytujesz mu z pamięci całej wewnętrznej budowy liścia - zostaniesz upieczony. Tak w woli ścisłości, oto schemat przedstawiający budowę takiego listka. Kto by to spamiętał? Najzabawniejszy jest fakt, że to jest w podstawie programowej w gimnazjum.


I potem wszyscy się uczniom dziwią, że im się wcale uczyć nie chce. Przecież szkoła jest ich obowiązkiem, który powinni sumiennie i starannie wypełniać. Zgadzam się z tym. Szkoła powinna być obowiązkowa, ale na litość Boską - niech uczy nas czegoś pożytecznego. Czegoś, co może uratować nasze życie lub zdrowie. Nie możemy też interpretować wierszy, obrazów i sztuki na własny sposób. Nie. Szkoła sama narzuca nam tok myślenia, którym mamy podążać. Czytałam gdzieś (albo słyszałam, nie pamiętam) o dziewczynie, która na maturze z języka Polskiego miała wiersz Wisławy Szymborskiej do interpretacji i pozaznaczała odpowiedzi, które to ona uznała za słuszne. Co się okazało? Były źle. Nie wiem czy wszystkie, ale były źle. Dziewczyna w akcie desperacji postanowiła podjąć kroki, które miały na celu udowodnienie tego, że jej myślenie jest poprawne. Ludzie z Komisji (czy z czegoś tam.. nie wiem, nie znam się na tym) dali ten wiersz razem z pytaniami samej, jeszcze wtedy żyjącej, autorce. Co się okazało, pani Wisława popełniła kilka błędów w interpretacji, mimo tego że była autorką. Coś tu chyba nie gra. 

Nie tylko przedmioty humanistyczne są nauczane w sposób bezsensowny i bezcelowy. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek w życiu przydał mi się wzór na przekątną trójkąta, zakładając oczywiście że z matematyką nie wiążę swojej przyszłości. Nawet jeśli bym wiązała, przydałoby mi się to tylko i wyłącznie do liczenia coraz to bardziej skomplikowanych schematów. Dla niektórych ludzi, matematyka jest pasją. W porządku. Niech interesują się czym tylko chcą, ale przecież można zrobić tak, że wszystkie rozszerzone wiadomości niepotrzebne do życia pojawią się dopiero na profilu z rozszerzoną matematyką. Bo po co humanista ma znać 21248 wzorów? To samo działa w drugą stronę - po co matematyk ma uczyć się rozkładu zdać na czynniki pierwsze i rozpoznawania poszczególnych części mowy? Dla niego to jest zupełnie niepotrzebne w życiu. Dla niego liczy się tylko to, żeby umieć poprawnie czytać, pisać, składać zdania i znać podstawowe zasady ortografii i interpunkcji. Reszta się nie liczy.

Są jedynie dwa przedmioty, których uczenie się jest faktycznie przydatne. W zasadzie są to trzy przedmioty, ale jeden dwa z nich należą do pewnej kategorii. Pierwszym z tych przedmiotów jest Edukacja dla Bezpieczeństwa. Co prawda wkuwanie się regułek niewiele nam da, ale w głowie przynajmniej mamy już ułożone jakieś schematy tego, jak zachowywać się na przykład podczas wybuchu pożaru, albo omdlenia. Mamy podstawowe wiadomości na ten temat i przypuszczam, że kiedyś taka wiedza może uratować mi życie. Albo to ja zostanę bohaterką i uratuję dzięki temu czyjeś życie, albo nawet kilka żyć? Kto wie.. 
Bardzo ważne są języki obce. To, co prawda może i życia ani zdrowia nam nie uratuje, ale pomoże nam odnaleźć się w świecie. Jesteś w Londynie i nie wiesz która jest godzina a na 16 masz autobus? No problem! Podchodzisz do przechodnia i grzecznie pytasz "Excuse me, what time is it now?". Chcesz kupić coś w sklepie? Też nie ma problemu... chcesz zdobyć pracę? W porządku. Chcesz po prostu pozwiedzać? Znajomość języka obcego dobrze Ci zrobi. Niemieckiego nie lubię. Jest to drugi język, którego się uczę. Moim zdaniem każde słowo brzmi jak rozkaz do odstrzału wypowiedziany z ust sepleniącego i w dodatku tonącego człowieka, jednakże trzeba przyznać że znajomość tego języka kiedyś może mi się przydać. 

Bardzo dużo zależy od nauczyciela i sposobu w jaki to on przedstawia nam dany temat, ale o tym może kiedy indziej. 

niedziela, 10 maja 2015

Gry mojego dzieciństwa, gry w które gram teraz i gry na które czekam.

Cześć! Witam Cię po raz kolejny albo po raz pierwszy. Co to za różnica?
Gry są czymś, co od zawsze mnie fascynowało. Czymś, co sprawiało że mogłam odizolować się od świata, zamknąć w pokoju i stać się protagonistą gry. Każdy rodzaj gier sprawia mi ogromną frajdę. Od FPS'ów, przez zręcznościówki i wyścigowe aż do gier RPG. Wszystkie wymienione mają w sobie coś niesamowitego. Fascynują. Jedyną rzeczą, której nie lubię jest granie multiplayer, ale o tym może innym razem. 


Najbardziej niesamowitym rodzajem gier są Sandbox'y. Możemy w nich robić co nam się żywnie podoba. Przebierać bohatera, zabijać przechodniów, szukać poukrywanych znajdziek i cieszyć się grą. Przykładami takiego typu gier mogą być: Grand Theft Auto, Saints Row, Assassin's Creed etc. 
Taki rodzaj gry był pierwszym, jaki w życiu odkryłam. Miałam wtedy niewiele lat, mało co z tego pamiętam a jeśli już to przez mgłę. Podczas odwiedzin u sąsiadów, pozwolono mi zagrać w GTA: San Andreas. (Swoją drogą, kiedy niedawno wróciłam do tej gry,  zdałam sobie sprawę że grafika wcale nie jest taka ładna jak wtedy mi się wydawało) Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Wpisali mi kody na nieśmiertelność i na brak policji i grałam. Bardzo miło to wspominam. Co prawda wtedy byłam za malutka żeby zdać sobie sprawę z wielu podtekstów w dialogach, nie zwracałam uwagi na przekleństwa, nie wiedziałam nawet co oznacza angielskie słowo "f*ck". Moi rodzice wówczas byli zdania, że takie gry demoralizują i nie chcieli niestety pozwolić mi na instalację gry u siebie. Szkoda. 
To jednak nie jest jedyna gra, którą wspominam z dzieciństwa. Kolejną było Zoo Tycoon 2, które dostałam od wujka na święta Bożego Narodzenia. Grałam w to sporo, miałam też sporo potworzonych parków zoologicznych, grałam kampanię i nie tylko. Bardzo miło to wspominam. Chętnie zagrałabym w to jeszcze raz. 


No dobrze, znasz już dwie gry z mojego dzieciństwa, które uwielbiałam. Teraz czas na te, w które gram teraz. Nie mam jakiegoś super sprzętu. Posiadam laptopa i konsolę do gier - Xbox'a 360, który swoją drogą do wakacji wymieniam na Xbox'a One. Pierwszą grą, którą kupiłam było Grand Theft Auto V. Spędziłam nad nim naprawdę wiele, wiele godzin i uważam że jest to jedna z najlepszych gier dostępnych na rynku. Czwórkę przeszłam na moim skromnym laptopie. Trochę się zwieszało, ale dało się grać. Piątka jest o wiele lepsza, chociażby dlatego że jest kolorowa, oferuje nam tereny pozamiejskie i są w niej zwierzęta. Powróciło Los Santos Customs znane z GTA: San Andreas i z tej samej gry - możliwość kupowania nieruchomości. 
Jako ogromna fanka serii gier Assassin's Creed, ograłam WSZYSTKIE tytuły na poprzednią generację konsol (I,II, Brotherhood, Revelations, III, IV: Black Flag oraz Rogue). Ciężko mi określić, która z nich była najlepsza. Najsłabszą zdecydowanie było Revelations. Odgrzewany kotlet, gra robiona na siłę i trzeci raz z rzędu Ezio Auditore. Do najlepszych chyba jednak zaliczyłabym Rogue. Fajna odmiana, granie templariuszem, poznanie historii z innej perspektywy, ciekawa fabuła, ogrom możliwości i gigantyczny otwarty świat. 


Serią gier, która również zawładnęła moim sercem jest Far Cry. Co prawda miałam okazję grać tylko w trzecią i czwartą odsłonę. Co prawda trzecia jest moją ulubioną, ale czwarta też jest w porządku. Zabrakło jej jednej rzeczy - klimatu. Strzelanka, w której w dowolnym momencie możemy wyruszyć na polowanie na dziką zwierzynę, która posiada przepiękną oprawę graficzną, ogromny wybór broni, ciekawą (nie wybitną) fabułę. Czy to nie brzmi świetnie? Warto też wspomnieć o Trybie współpracy. Ekran dzieli się na dwie połówki i można grać na dwa pady. Świetna opcja, skorzystałam z niej niejednokrotnie chociażby podczas grania z moją ośmioletnią kuzynką, którą powoli udaje mi się zarazić miłością do gier. 
Skoro już wspominam o strzelankach to Battlefield jest w porządku. Nie jest wybitny, kampania nie oferuje zbyt wiele ale czego więcej można się spodziewać po grze, która jest tworzona głównie z myślą o multiplayer? Kampania nie jest cudowna, ale warto w to zagrać. Tyle w temacie. 


Na jakie gry czekam? Pewnie nie zdziwi Cię, że jestem mega zniecierpliwiona i czekam na premierę gry Wiedźmin 3: Dziki Gon. Nie chcę pisać nic więcej, być może kiedy go przejdę zamieszczę tutaj recenzję. Spójrz tylko, jak to wygląda. Ta grafika, te pole widzenia, te potwory i przywiązanie do detali. Podobno naszemu kochanemu Geraltowi z Rivii ma rosnąć broda. Z tym jeszcze w żadnej z gier się nie spotkałam.