środa, 29 lipca 2015

Trzy niedoceniane duże gry.

Cześć! Wiem, że tydzień temu nic nie było. Przepraszam za to zaniedbanie, ale jestem na wakacjach a internet tutaj jest szybki jak woda w klozecie (czyt. wolny)
Dzisiaj postanowiłam pokazać wam kilka najmniej docenianych a jakże świetnych gier. Lista będzie krótka, bo będzie zawierała jedynie 3 tytuły, które nie zdobyły popularności na skalę GTA czy też Battlefield'a.

_____________________________________________________________

3. Assassin's Creed: Rogue. 

Moim zdaniem najlepsza i niedoceniona cześć gry. Zdobyła negatywne uznanie (a wręcz została znienawidzona przez graczy) tylko dlatego, że głównym protagonistą jest Shay Patrick Cormac, czyli nie Assassyn, a Templariusz. Moim zdaniem pomysł z odwróceniem ról jest genialny. Dzięki temu mamy okazję poznać historię z nieco innej perspektywy.
Co do samej gry, fabuła może i nie jest wybitnie długa a grafika stoi na poziomie Black Flaga, ale rozgrywka mówi sama za siebie. Różnorodne misje. Trzy ogromne lokacje, po których możemy poruszać się swobodnie. Możliwość ulepszania statku, prowadzenia Morskiej Kampanii, okradania francuskich magazynów, polowania na Assassynów, zabijania zwierzyny, wytwarzanie przeróżnych ulepszeń i wiele, wiele innych ciekawych rzeczy.


_______________________________________________________________

2. Dishonored 

Produkcja potężnej firmy, jaką jest Bethesda odpowiedzialna m.in za serię The Elder Scrolls. Lubię gry, w których działamy jako skrytobójca, ukrywając w cieniach swoje ofiary.
Fabuła jest banalna i miejscami słaba, ale ilość możliwości, jakie oferuje nam gra wynagradza nam to. Na początku może się wydawać, że gra nie stawia przed nami żadnych wyznać, ale to tylko złudzenie. Sami ustalamy sobie poziom trudności. Możemy albo przechodzić grę z pianą w pysku mordując każdego napotkanego przeciwnika, albo postawić sobie poprzeczkę nieco wyżej i postanowić, że przez całą rozgrywkę nie zabije się nikogo (Tak, jest to możliwe) To, jak postępujemy ma znaczący wpływ na zakończenie rozgrywki.
Co do oprawy graficznej - mijają lata,, a ona wciąż mnie zachwyca. Steampunkowy Londyn, który wygląda zupełnie, jakby był ręcznie malowany przez artystę wysokich progów. Coś wspaniałego.




___________________________________________________________

1. Sleeping Dogs. 


Uważana, jako jedna z podróbek GTA a w rzeczywistości to zupełnie inna gra. Historia o byłym policjancie o tajemniczym imieniu Wei Chan. Fabuła jest ciekawa i trzyma gracza w napięciu. Są różne zwroty akcji. Więcej o niej nie zdradzam.
Sama rozgrywka i mechanika stoi na wyższym poziomie niż GTA. Gra oferuje nam co prawda mniejszą mapę, ale za to więcej misji pobocznych, które są o wiele bardziej różnorodne. Gra przepełniona jest akcją. Po co kraść samochód, skoro można otworzyć drzwi swojego i wyskoczyć z niego na dach samochodu, który chcemy ukraść a a z jego dach utworzyć drzwi, wyrzucić kierowcę, wsiąść i jak gdyby nigdy nic - jechać. Coś wspaniałego, nieprawdaż?
Jedyny minus jest taki, że mamy raczej ograniczony dostęp do broni. Pistolet dostajemy w pojedynczych misjach.
Możemy kupować samochody, dowolne ubrania. Uwielbiam w grach możliwość customizacji swojej postaci. Szkoda tylko, że nie można zmieniać fryzur i tatuaży.


niedziela, 19 lipca 2015

Samochody, motocykle, motoryzacja!

Od małego dzieciaka nie lubiłam bawić się lalkami. Taki ze mnie był buntownik! Miałam za to swoją własną kolekcję klocków lego, którymi uwielbiałam się bawić. Rodzice pracowali za granicą, stamtąd też przywozili mi mnóstwo klocków. Miałam co robić, nie nudziłam się. Moim ulubionym zajęciem było rozbieranie wszystkich zestawów a z części robienie coraz to bardziej wymyślnych modeli samochodów. Miałam ich mnóstwo i nikomu nie pozwalałam się nimi bawić. Chciałeś pobawić się samochodem? To se trzeba było go zbudować! 
W późniejszej młodości miłością do motoryzacji zaraził mnie mój tato, kiedy to podczas wizyty w Londynie uczył mnie na pamięć wszystkich marek samochodów i ich modeli na pamięć. Wszyscy byli w szoku, że potrafiłam określić markę, model a nawet rok produkcji samochodu po zobaczeniu jedynie jego przodu czy boku.. tata nadal mnie szkolił. 
Kiedy byłam w szkole szpanowałam wśród kolegów swoją wiedzą i tak razem wymienialiśmy się ulubionymi modelami samochodów. Pewien kolega, którego swoją drogą bardzo serdecznie pozdrawiam pokazał mi Forda Mustanga. To była moja miłość od pierwszego wejrzenia, tym bardziej że zawsze miałam słabość do samochodów typu Muscle. Ten wygląd, te osiągi, ten niesamowity ryk silnika.. Obecnie moim ulubionym modelem jest Mustang GT-500 z 1968 roku. Spójrz no tylko jakie cudeńko! Marzy mi się taki w przyszłości.. wiem, że jest drogi w utrzymaniu, ale marzenia to marzenia... 


Jeśli chodzi o pojazdy jednośladowe, to żadne ścigacze i żadne crossy mnie nie interesują. Podobnie jak mój wujek (który przez rok był moim nauczycielem, pozdrawiam serdecznie pana Zbysia) kocham Harley'e. Są niesamowite, prawdziwe motocykle z duszą - można tak powiedzieć. I jako, że jestem typowym odlschool'owcem - wolę te starsze modele. Silnik 250, bo obawiam się że większego nie dałabym rady prowadzić. Miałby zbyt dużego kopa. Chociaż nawet taka dwieście-pięćdziesiątka to niezła bestia. 
Czasami aż chce się na takiego wsiąść i zapomnieć o życiu, o problemach i jechać przed siebie. Jedno jest pewne - w przyszłości taki stary Harley będzie stał w moim garażu obok Mustanga. Mąż (o ile będzie) nie będzie miał w tej kwestii nic do gadania ;) Chociaż myślę, że każdemu facetowi spodobałoby się takie wyposażenie. 


To już jest koniec! Dziękuję, jeśli dotrwałeś do tego momentu, przyjacielu. Koniecznie podziel się ze mną swoimi ulubionymi modelami aut czy motocykli. Nie musisz się logować, żeby napisać komentarz, także bardzo serdecznie Cię do tego zachęcam! A na koniec jeszcze piosenka, której słuchałam podczas pisania tego. Enjoy! 


sobota, 18 lipca 2015

Mój stosunek do włosów, paznokci i ubrań.

Jeżeli troszkę mnie już czytasz, pewnie zdążyłeś zauważyć, że raczej nie jestem blogerką modową.. a właściwie żaden z moich postów nie opiewa wokół rzeczy związanych z moim wyglądem. Jeśli chcesz dowiedzieć się jak wyglądam, to odsyłam do zakładki "Kontakt, o mnie" gdzie wystarczy że klikniesz w ikonkę Instagrama. Tam są dwa moje zdjęcia.

Na początku przejdźmy do paznokci. Wiesz, przyjacielu, ile razy w życiu miałam je pomalowane? Dokładnie jeden, jedyny raz i to jeszcze czarne z wzorkiem w pajęczyny i trupie czachy. Pełen profesjonalizm wykonania zawdzięczam mojej mamie, która z paznokciami czyni cuda i potrafi zrobić z nich prawdziwe dzieła sztuki. Moje paznokcie zwyczajnie się do tego nie nadają.. od wielu lat gram na gitarze, dlatego nie mogę mieć długich pazurów. Poza tym, uważam że to strasznie niekomfortowe.
Co do włosów, nie muszę z nimi nic robić.. farbować ich na śmieszne kolory, żeby przyciągały uwagę ludzi. Wystarczy, że jestem ruda. Kiedyś, kiedy miałam pełno kompleksów chciałam zamienić się w brunetkę za wszelką cenę. Teraz, kiedy przestałam się przejmować opinią innych mam na to wyrąbane. Postanowiłam, że do końca swojego życia, nawet kiedy będę w tym wieku, w którym za wszelką cenę będę chciała się odmłodzić - nie zrobię tego. Nie pomaluję włosów. Siwe wyglądają bardzo fajnie i nie ma powodów do narzekania. ;)
Teraz najdłuższa kwestia, czyli garderoba. Oj.. chciałabym trochę zmienić swoje podejście, ale jest ono tak strasznie wygodne, że nie mam serca sama siebie katować. Mam obsesję na punkcie koszul w kratę. Jestem zdania, że są bardzo wygodne i wcale nie wyglądają tak źle (oczywiście, jeśli tylko są dobrze dopasowane) Osobiście preferuję te, które nie mają żadnych ozdób, mają małe i skromne kołnierzyki. Rękawy są mi obojętne bo i tak zawsze je podginam.


Mam też jeszcze jedną obsesję - męskie koszulki. Mam ich masę. Prawie wszystkie czarne i prawie wszystkie z motywami moich ulubionych zespołów - Kabanos, Luxtorpeda, Hunter, Metallica, Nirvana i te sprawy.
Jeśli kiedykolwiek zobaczysz mnie w sukience, to ogromne gratulację. W szafie mam tylko jedną i miałam ją na sobie jedynie dwa, może trzy razy. Nie lubię sukienek i spódniczek. Może i wyglądają ładnie, ale są tak strasznie niewygodne.. i w dodatku trzeba golić nogi, żeby je założyć! Kto to wymyślił?! Zawsze noszę spodnie. Czarne, granatowe i zwykłe jeansy. W lato oczywiście spodenki i to tak..
Czapek nie uznaję (chyba że w zimę) A z butów tylko wygodne adidasy albo trampki.

Nie zależy mi na tym, żeby wyglądać ładnie. Wolę czuć się swobodnie i gdzieś mam opinię innych w tej kwestii. Jaki jest Twój stosunek do tego wszystkiego? Koniecznie napisz w komentarzu na dole. Nie musisz mieć żadnych kont, żeby móc tam wyrazić swoją opinię.

niedziela, 12 lipca 2015

Mój ideał mężczyzny.

Nie każda kobieta się do tego przyznaje, ale każda ma jakiś swój ideał z którym chciałaby się spotykać. Niestety, tak jesteśmy stworzone że zwracamy uwagę na pewne cechy. Nie podam tutaj mojej listy wymagać, ale cechy, które u płci przeciwnej cenię najbardziej.

Od razu mówię, że mam gdzieś wygląd, stan konta i tym podobne rzeczy. Uważam, że nie jestem pustą laską, ale to nie mnie to oceniać.

Broda.. może nie jest to konieczne, ale to jedyna cecha w wyglądzie mężczyzny jaka jest w stanie przyciągnąć w większym stopniu moją uwagę. Broda to symbol męskości, coś czym może pochwalić się prawdziwy mężczyzna a nie jakiś frajer, który włosy ma tylko na... głowie.



Przejdźmy do cech charakteru, bo tego jest znacznie więcej. Najważniejszą cechą jest szacunek. Nikt nie lubi być poniżany, przezywany a kobieta zwłaszcza. Na pewno bardzo cenię sobie poczucie humoru i dystans do siebie, ale to żadna nowość bo każda dziewczyna/kobieta zwraca na to uwagę w mniejszym lub większym stopniu. My lubimy się śmiać, śmiech to zdrowie i w dodatku podobno przedłuża życie. Także mężczyzno! Jeśli chcesz, żeby dama Twojego serca żyła długo i szczęśliwie, rozśmieszaj ją jak najczęściej.
Lubię też szczerość. Kiedy facet mówi to co ma na myśli. Nie należę do tych, które obrażą się za to, że brzydko w czymś wyglądają. Nikt nie wygląda pięknie we wszystkim, dlatego też cenię jeśli ktoś powie mi to prosto w twarz. Focha nie strzelę, to na pewno.
Lubię jak o siebie dba.. zawsze chodzi czysty i ubrany jak prawdziwy facet. Nie lubię full cap'ów, rurek i tych spraw, ale generalnie nie przeszkadzałoby mi to.
Rany.. właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że raczej mało wymagająca ze mnie baba. Niektóre mają dokładnie przygotowane całe listy wymagań a ja..

sobota, 11 lipca 2015

Bioshock Infinite

Ciężko jest dać własną opinię o grze bez spojlerów, dlatego ten post jest dla osób, które albo tą grę przeszły, albo nie mają zamiaru tego zrobić. Nie sugeruj się też tym, że to gra a Ty gier nie lubisz. To kawał porządnej fabuły, która zasługuje na filmową ekranizację. To historia, która opowiedziana jest nam w piękny sposób.


Używanego Bioshocka Infinite kupiłam na Allegro za 40 złotych. Jako, że średnio stać mnie na nowe, ofoliowane gry zawsze kupuję te używane i tak też było tym razem. Gra przyszła do mnie po dwóch dniach i po włożeniu płyty do mojego Xboxa zdałam sobie sprawę, że to będzie jedno z najlepszych tego typu doświadczeń w moim życiu.
Niedługo po odpaleniu gra przeniosła nas do podniebnego miasta Columbia a tam zaczęła się jazda. Na dłoni naszego protagonisty - Bookera Dewitt'a dane nam było zobaczyć znamię(?) w kształcie literek "AD" i co ciekawe w mieście był plakat z napisem "You shall know the false shepherd by his mark" czyli "poznacie fałszywego pasterza po jego znaku" a na tym plakacie widniała dłoń z napisem "AD"
Następnie jako Booker lecimy uwolnić Elizabeth, która zamknięta jest w pilnie strzeżonej przez ogromnego ptaka wieży. Od dziecka była obserwowana. Miała umiejętność otwierania portali do innych wymiarów a także do teleportowania rzeczy z innych światów do tego, w którym obecnie się znajdowała. Brzmi niesamowicie, prawda? Coż... zakończenie okazało się również niesamowite. Zwaliło mnie z nóg i sprawiło, że mój mózg wziął walizkę i wyszedł.
Z powodów oczywistych nie chcę pisać co wydarzyło się na końcu, ale dla tych, którzy nie grali w Bioshock'a i nie mają zamiaru grać albo dla tych, którzy już mają ten tytuł za sobą umieszczę tutaj mały spojler dotyczący zakończenia gry.




UWAGA! SPOJLER ALERT! 
_______________________________________________________________

Booker, czyli główny protagonista gry okazuje się być ojcem Elizabeth (Anne Dewitt), który z powodu zadłużenia oddał ją, żeby to wszystko spłacić. 
Chcąc oddać dziecko w ręce lichwiarzy, z jednej ze ścian wyłania się portal z którego wygląda główny antagonista i fanatyk religijny - Cumstock, który zabiera dziewczynkę. Dziecko jednak nie daję za wygraną i wyciąga malutką dłoń w stronę swojego taty, przez co jej palec został w świecie Bookera a drugi w świecie Cumstocka. Dlatego właśnie Elizabeth miała umiejętność swobodnego przenoszenia się pomiędzy rzeczywistościami. 
Dalej okazało się też, że Booker oraz Cumstock to tak naprawdę jedna osoba, tyle że w różnych alternatywnych rzeczywistościach. W jednej z nich oddał on dziecko w ręce lichwiarzy, a w drugiej przyjął chrzest i stał się religijnym fanatykiem, co sprawiło że założył podniebne państwo - Columbię. 
Na koniec Elizabeth z różnych rzeczywistości topią naszego protagonistę i antagonistę zarazem w wodzie święconej, przez co umiera.


_______________________________________________________________

KONIEC 


A teraz sam przyznaj - chcesz w coś takiego zagrać (O ile jeszcze tego nie zrobiłeś). Chcesz przeżyć tą historię na własnej skórze. Dla podkręcenia smaczku dodam, że grafika tej gry jest dosłownie bajkowa, podobna do wszelkich filmów Disney'a.


piątek, 10 lipca 2015

Jak popełnić samobójstwo? Jak się zabić? Kilka sposobów na śmierć.

Cześć! Jeśli do przeczytania tego skłonił Cię tytuł, to bardzo się z tego powodu cieszę, bo jestem w stanie Ci pomóc. Poniżej będzie opisanych kilka sposobów na samobójstwo, ale bardzo Cię proszę - najpierw przeczytaj to, co mam dla Ciebie do powiedzenia. 

Szacuje się, że co roku jest ok. 10 tysięcy ludzi, którzy zdecydowali się na odebranie sobie życia. Skąd wiedzą co dokładnie robić? Ano wyszukują to w internecie, szukają pomocy wpisując różne hasła w Google. Jan Favre na swoim blogu StayFly znalazł na to sposób a ja w pełni to popieram i przyłączam się do akcji. Oto co napisał na swoim blogu:

Jeśli osoba myśląca o odebraniu sobie życia na pierwszych 10 stronach wyników wyszukiwań znajdzie linki z numerami telefonów do pogotowia psychologicznego, pod którymi może uzyskać pomoc, to jest bardzo duża szansa, że z niej skorzysta. Jeśli te 100 pierwszych wyników będzie odsyłać do wpisów o tym, że życie ma sens i że z każdego bagna da się wyjść, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ten człowiek naprawdę w to uwierzy.
Im więcej osób nie znajdzie w Googlach przepisu na śmierć, tym lepsza będzie otaczająca nas rzeczywistość!

Pamiętaj, że nie Ty jeden/jedna na świecie masz problemy. Jednak po to są na świecie inni ludzie, żeby Ci pomóc. Obiecałam na końcu kilka sposobów na samobójstwo? Proszę, oto one:

116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Nie podejmuj pochopnej decyzji w chwili, kiedy emocje biorą górę. Ja wiem, że jesteś silnym człowiekiem. Jeśli nie ufasz ludziom z tych telefonów - proszę, możesz śmiało napisać do mnie. Na pocztę wchodzę codziennie i codziennie odpisuję, także jeśli sobie z czymś nie radzisz, ja Ci pomogę. Oto adres, na który możesz wysłać do mnie maila:
blog.psykrowyikapusta@gmail.com

Trzymam kciuki, że dasz sobie radę przyjacielu. 

niedziela, 5 lipca 2015

Dominik Szymański

Jako, że cała sytuacja miała miejsce niedaleko mojej miejscowości, postanowiłam się na ten temat wypowiedzieć. Od razu zaznaczam, że nie znałam gościa. Być może z widzenia, być może i nie.
O co chodzi? 14-latek popełnił samobójstwo, bo był wyzywany w szkole. Jechali po nim z powodu jego wyglądu, bo bądź co bądź wyróżniał się trochę na tle innych. Jak to podaje fakt.pl "Dominik nosił spodnie rurki, potrafił zrobić też fryzurę, lubił dbać o siebie, co wywoływało kpiny ze strony nastolatków. Nazywali go „pedziem”, rzucali w niego kamieniami, szarpali go."


Ok, zgadzam się. Rówieśnicy zachowywali się jak tępe pały robiąc takie rzeczy. Nikt nie powinien być szykanowany z powodu swojej odmienności, bo to bardzo pozytywna cecha którą sama wyznaję. Ja też jestem w pewnym sensie odmieńcem.. no bo dziewczyna, która nie wychodzi z domu tylko napierdziela kolorowe guziczki na padzie rozkoszując się przy tym pięknem heavy metalu to dla niektórych coś dziwnego. Ale bywają i takie przypadki. Pisałam to nieraz napiszę więc po raz kolejny.. każdy człowiek jest inny i w pewnym sensie wyjątkowy. Nie ma dwojga identycznych ludzi a w oczy rzuca się to bardziej lub mniej.
Ci, którzy wyśmiewają się z takich przypadków pokazują, że to właśnie z nimi jest coś nie tak.



Ale do rzeczy... dlaczego o tym tutaj piszę? Otóż po śmierci tego chłopca ludzie popadają w jakiś dziwny obłęd pisząc, że to bohater.
Zgodzę się z definicją tego słowa mówiącą o tym, że bohater to osoba chwilowo skupiająca na siebie uwagę otoczenia, ale nie zgodzę się, że wykazał się męstwem i odwagą. Wręcz przeciwnie. Samobójcy to tchórze, bo śmierć jest najłatwiejszym sposobem na uniknięcie wszystkich problemów. Prawdziwy bohater w sytuacjach gdzie jest gnębiony zdejmuje koszulkę i bierze to wszystko na klatę. Nie przejmuje się opinią innych.
Gdybym nagle ja brała sobie do serca uwagi innych tak jak brał je ten chłopak, prawdopodobnie by mnie tu z Tobą nie było bo z obelgami spotykam się tak często że aż dawno skończyłam to notować.


Zastanawia mnie jedno.. gdzie byli rodzice i nauczyciele i dlaczego nikt nie zwrócił na to uwagi?
Podam głupi przykład z mojego życia:
Dawno, dawno temu kiedy byłam w szkole podstawowej miałam gorsze dni. Ba, każdy czasami je ma. Na pewnej lekcji siedziałam zamyślona (może nie tyle zamyślona, co po prostu smutna). Bujając w obłokach kompletnie ignorowałam nauczycielkę, co było do mnie niepodobne, bo w podstawówce byłam pilną uczennicą która zawsze udzielała się na lekcjach. Nikt nie zwrócił mi uwagi. Za to kiedy lekcja się skończyła, nauczycielka spojrzała na mnie srogo i powiedziała: "Muszę z Tobą porozmawiać"
Zdębiałam. Zawsze kiedy słyszę takie słowa moje serce zaczyna bić szybciej a myśli błądzą w poszukiwaniu rzeczy, w których mogłam zawinić. Spodziewałam się nagany za moje zachowanie, a tymczasem ta pani spytała tylko co się dzieje. Następnie powiedziała, że mogę na nią liczyć i jej zaufać, bo nikomu nie powie. Czy jej powiedziałam o co chodzi? Oczywiście, że nie.. ale liczy się sam fakt że nie miała wyrąbane i w porę zwróciła uwagę. A nawet znajomi nie zwrócili! Jedynie przyjaciółka, ale to raczej oczywista sprawa.
Na moich rodziców też mogłam w pełni liczyć. Widzieli kiedy przychodziłam smutna i zawsze potrafili coś zaradzić.


Przykład Dominika niech będzie przestrogą. Lepiej w porę zareagować i nie być obojętnym na czyjąś krzywdę, bo to może skończyć się co najmniej tragicznie.

sobota, 4 lipca 2015

Kanye West wykonuje "Bohemian Rhapsody"

Na początku pragnę zaznaczyć, że ten post nie ma na celu ubliżenia nikomu. 


Po występie Edyty Górniak, na którym zaprezentowała "Nothing Else Matters" Metalliki myślałam, że nie można bardziej zbezcześcić pięknego utworu. Jednak młody, czarnoskóry raper uświadomił mi jak bardzo się myliłam.
Dla niewtajemniczonych - podczas festiwalu w Glastonbury Kanye postanowił zmierzyć się z czymś, co ciężko jest zaśpiewać nawet wokalnym mistrzom. Freddie Mercury pewnie przewracał się w grobie słysząc coś tak potwornego. Są różne covery, niektóre lepsze a niektóre gorsze. Ten nie zalicza się do żadnego z nich. Go złego coveru jeszcze bardzo mu daleko. Wielką znawczynią nie jestem, ale potrafię odróżnić kiedy ktoś fałszuje a kiedy śpiewa czysto. W końcu 4 lata chodziłam do szkoły muzycznej i uczyła się interwałów na pamięć. Mistrzynią wokalu też nie jestem, ale myślę że zaśpiewałabym to lepiej niż West i chyba każdy się ze mną zgodzi. Nawet Ty, drogi czytelniku zrobiłbyś to o wiele lepiej.


Filmik z występu Kanye'go jest książkowym przykładem stawiania sobie poprzeczki zbyt wysoko jak na swoje umiejętności. Trzeba mierzyć wysoko, ale nie tak wysoko żeby połamać sobie obydwie nogi.
Internet nie wybacza, panie West. Czekamy na publiczne przeprosiny, bo ten występ to był jakiś żart i kpina.