środa, 16 września 2015

Co zawdzięczam mojej mamie?

Zdecydowanie jedną z najważniejszych osób w moim życiu, jest moja mama. To najwspanialsza kobieta pod słońcem, gwarantuję. Choć każdemu czasami zdarza się stracić cierpliwość, tak moja mama miała jej zawsze najwięcej ze wszystkich. Co prawda okresu buntu jako taka nie przechodziłam, nie odczuła tego, ale nie mogę powiedzieć - zdarzało się, że dałam jej w kość, bo żaden ze mnie aniołek. Zawsze mogłam na nią liczyć. Nieważne co się stało, ona zawsze starała się podejść do tego wyrozumiale. Ocierała moje łzy już od najmłodszych lat.

___________________________________

Mamo.. Dziś z okazji Twoich urodzin, chciałabym opowiedzieć o kilku rzeczach, które Tobie zawdzięczam.

Przede wszystkim, ogromne serducho, które myślę, że odziedziczyłam. Od małego nauczyłaś mnie, że nie opłaca się być złym człowiekiem, nasze czyny po jakimś czasie do nas wracają i to z podwójną mocą. Jeśli będziemy postępować źle, to do nas wróci i trzaśnie nam w twarz. Nawet nie będziemy wiedzieć kiedy.
Drugą rzeczą, jest umiejętność wysłuchania drugiego człowieka. Myślę, że całkiem niezły ze mnie słuchacz i potrafię pomóc ludziom. Po to właśnie powstał ten blog, po to podaję tu swój e-mail żeby pomagać mimo, że nie znam osobiście wszystkich moich czytelników. Jesteś osobą, która cieszy się opinią człowieka ufnego. Takiego, któremu można wypłakać się w ramię i liczyć na jego pomoc. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dajesz od siebie wszystko i nie wymagasz nic w zamian.
Potrafisz też docenić każdy najmniejszy drobiazg. Wiesz, że liczy się to, ile kto się napracował i ile kto serca w zrobienie czegoś włożył, a nie sama jakość wykonania.

I choć czasem, mamo, denerwowały mnie Twoje słynne "Weź się do lekcji", "Nie siadaj na betonie, bo wilka dostaniesz", "Nie uczysz się dla mnie, tylko dla siebie", "Nieważne, że inni dostali jedynki, Ty powinnaś dostać piątkę" to wiem, że mówiłaś to wszystko dla mojego dobra. I choć się buntowałam i wywracałam oczami, zawsze Cię słuchałam, bo byłaś, jesteś i będziesz dla mnie pierwszym i najważniejszym autorytetem. Chciałabym, żeby kiedyś moje dzieci, uważały mnie za tak wspaniałą matkę, za jaką ja uważam Ciebie, ale wiem, że na taką opinię trzeba sobie zapracować.

Ty się starzejesz, ja się starzeję, ale jedno się nie zmieni nigdy - zawsze to Twoje obiady będą najpyszniejsze, a przytulas od Ciebie będzie miał największą na świecie moc łagodzenia stresu i wszystkich przykrości.
Dziękuję, że jesteś. Kocham Cię.

- Twoja mała córeczka.


poniedziałek, 14 września 2015

Dzieciak ze mnie...

Każdemu z nas się to zdarza, Tobie tak samo.
Kiedy ostatnio siedząc na lekcji, Twoje myśli uciekały z głowy niczym balony wypuszczone stadem? Błądziły gdzieś, na wszystkie strony świata, każda z nich w inną stronę. Były wszędzie, tylko nie tam gdzie powinny być.
A zdarza Ci się to przed snem? Kiedy zamknąwszy oczy w Twojej głowie pojawiają się różne sceny rzeczy, które i tak nigdy się nie wydarzą. Nie wnikam co tam siedzi, ale najczęściej są to nasze najskrytsze marzenia. Całe szczęście, że ludzie nie nabyli jeszcze umiejętności czytania w cudzych myślach, bo z niektórych moich mogliby się nieźle pośmiać, bo jestem typem osoby która cały czas gdzieś tam błądzi myślami. Niejednokrotnie zdarzyło mi się podczas rozmowy z kimś tylko przytakiwać głową, bo tak naprawdę zgubiłam się w którymś momencie.

Jako dorośli ludzie, przestajemy dzielić się tym, co tak naprawdę myślimy. Z niewiadomych powodów zachowujemy to dla siebie.
Małe dzieci myślą głośno, ja myślę głośno. Gdyby tak nie było, nie prowadziłabym tego bloga. Ja nie mówię, że podczas lekcji języka angielskiego wchodzę z buciorami na ławkę w wykrzykuję wszystko co myślę, bo nie na tym polega głośne myślenie.
Ten blog jest o moich przemyśleniach. Czasami się z nimi zgadzacie, czasami nie i to jest absolutnie normalna rzecz. Każdy człowiek ma jakieś swoje poglądy, każdy ma już ukształtowaną rzeczywistość i rzadko kiedy to zmienia. Na to, jak postrzegamy świat ma wpływ dosłownie wszystko i wszyscy. Rodzice, muzyka, przyjaciele, rówieśnicy, niekiedy nauczyciele, niekiedy gry  video (zakładając oczywiście, że ktoś w nie gra)

Wracając do tematu - mamy tyle lat, na ile się czujemy. A ja czuję, że mam nie więcej niż 8. Może to kwestia tego, że nie potrafię traktować świata i życia poważnie. Najlepiej, gdybym chodziła z kimś za rączkę. Już ponad tydzień chodzę do nowej szkoły, a nadal nie znam do końca drogi od niej do przystanku autobusowego, nie mam pojęcia z kim chodzę do klasy. Po twarzy kojarzę, niektórych bardziej, niektórych mniej. Nadal niczym dziecko jestem wstydliwa, kiedy ktoś do mnie zagaduję. Jeśli robią to rówieśnicy, to pół biedy, ale kiedy robi to nauczyciel i to jeszcze w innym języku, to wtedy naprawdę czuję się jak przestraszone dziecko.
Ja po prostu nie biegnę za tłumem, tylko własnymi ścieżkami, które niekoniecznie są wydeptane.

niedziela, 13 września 2015

Jaki wpływ mają nauczyciele na nasze życie?

Postanowiłam dzisiaj zmierzyć się z dość trudnym tematem, bo nauczyciele są różni i każdy z nich ma jakieś tam swoje metody. Warto jednak zaznaczyć, że są to osoby, które dla niektórych są autorytetami i potrafią w pewnym stopniu kształtować nasze poglądy.
Rozpoczął się własnie rok szkolny, ja poszłam do szkoły średniej, a dokładniej o liceum i postanowiłam się wypowiedzieć na temat nauczycieli.

Na początku chciałam zaznaczyć, że ten tekst ma na celu tylko i wyłącznie pokazanie Ci mojej opinii. Nie chcę nikogo obrazić, jeśli się ze mną nie zgadzasz, to w porządku. Masz do tego prawo.

Agnieszka Chylińska na swoim słynnym występie podczas rozdawania Fryderyków w 1996 roku powiedziała "F___ off, nauczyciele. Nienawidzę was". Z Chylińską łączy mnie to samo nazwisko i ten sam gust muzyczny, ale szczerze mówiąc na zakończeniu roku szkolnego w gimnazjum miałam ochotę powiedzieć dokładnie to samo. W szczególności do dwóch pewnych osób, których imion ani nazwisk nie będę wyjawiać z oczywistych powodów.
Obydwie jechały po mnie jak po starej szmacie, mimo tego, że ja zachowywałam należyty szacunek. Uważam, że tytuł nauczyciela do czegoś zobowiązuję, bo uczniów też należy szanować, bez względu na to czy pyskują. Ja nie pyskowałam, jednak zdarzyło mi się niejednokrotnie odgryźć słysząc głupie i dziecinne docinki z ich strony. To tylko świadczy o tym, że nie wystarczy głupi papierek ukończenia studiów, żeby uważać się za mądrego człowieka. Takie rozumowanie to poważny błąd i ja to wiem, będąc od nich o wiele młodsza.


Uważały się za nieomylne, najmądrzejsze i najwspanialsze. Nawet nie zdawały sobie, że zadzierają nosa tak wysoko jak tylko się da. Jednak nawet debilni ludzie byli w stanie mnie czegoś nauczyć. Bo właśnie dzięki tym dwóm paniom wiem, że bycie wykształconym i inteligentnym to dwie zupełnie inne rzeczy. Najśmieszniejsze jest to, że na reszcie ludzi się już nie wyżywały. Ja byłam inna, wyróżniałam się, dlatego też bodło je to w oczy. Całe szczęście nie będę miała już z nimi za wiele do czynienia. Nigdy nie pozwolę, żeby uczyły one moje przyszłe dzieci.



Powiedziałam już o tych złych nauczycielach, ale czy istnieją Ci dobrzy? Oczywiście, że tak. Są tacy, którzy potrafią zachęcić do swojego przedmiotu. Zmotywować do odrabiania prac domowych i do pracy. Jedna z nich (tak, ta fajna) powiedziała mi kiedyś "Nie musisz być dobra ze wszystkich przedmiotów. Bądź dobra z jednego, a nie średnia ze wszystkich po kolei" i to jest prawda. Nie sztuką jest wykuć się regułek, które i tak za tydzień się zapomni. Ja wiem, czego chcę od życia. Mam zaplanowane przyszłe 10 lat mojego życia. Może nie jest to jakiś szczegółowy plan, ale jednak szkielet.
Dzięki wyżej wymienionej pani uświadomiłam sobie, że ważne jest to, żeby wyznaczyć sobie ścieżkę i kroczyć po niej. I tak naprawdę przez całą podstawówkę i całe gimnazjum nie miałam za grosz zaufania do wychowawców, ale za to ufałam jej. Wiedziałam, że mi pomoże.

Ciężko mi określić, czy w szkole średniej jest inaczej. Jak wiadomo, na samym początku każdy wydaje się w porządku. Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że pierwszy raz w życiu mam nauczycielkę, która faktycznie kocha to co robi i widać, że daje z siebie wszystko.

sobota, 5 września 2015

Marzia Gaggioli - Kto to jest?

Dzisiaj chcę opowiedzieć wam o kimś wyjątkowym. Może najlepszej muzyki ona nie tworzy, ale sama jej postać jest na tyle komiczna, że każdy jej "utwór" automatycznie przywołuje uśmiech na mojej nawet zmęczonej całym dniem twarzy.

Kim ona w ogóle jest? To włoszka. Włoszka, która pisze teksty piosenek w wielu językach i... niekoniecznie potrafi je wszystkie  poprawnie zaśpiewać. Znaczy fałszować nie fałszuje, ale niekoniecznie dobrze wymawia wszystkie słowa. Brzmi, jakby uczyła się wymowy od jakże "poprawnego" tłumacza Google. Ale cóż, może to i dobre?
Cały internet ciśnie niezłą bekę z tej oto pani. W sumie nic dziwnego, bezsensowne teksty i muzyka, która bardzo przypomina jakąś dziwną odmianę Disco-polo (Nie znam się na tego typu muzyce, więc z całego serca przepraszam, jeśli uraziłam fanów wiejskiej muzyki rozrywkowej) Jednak co ja w niej widzę? Artystkę!
"Co Ty gadasz, pani" - pomyślała większość moich czytelników. Ja jednak powtórzę jeszcze raz - uważam, że ta kobieta to artystka... mimo, że nie podoba mi się styl muzyki jaką wykonuje.

Pomyśl sam, przyjacielu. Potrafiłbyś usiąść w domowym zaciszu ze słownikiem Zulu w łapie i ułożyć w tym języku kompletny tekst. Rymujący się, sensowny i jeszcze poprawny. Bo ja osobiście uważam, że chociażby za to Marzia zasługuje na szacunek. Polski, to najtrudniejszy język na świecie a ona jako obcokrajowiec, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tym językiem, potrafi ułożyć i zaśpiewać taki tekst. Może nie jest on idealny, ale to nie o to chodzi.



W dodatku, ta dziewczyna sama układa sobie podkład, montuje teledysk i występuje w nim. Nie tylko sama, ale przebiera się za różne postaci, żeby zrobić sobie tło. Niesamowite..
A wszystko to dzieje się u niej w pokoju na Greenscreenie. Rzadko zdarzają się tak kreatywni artyści, dlatego za tą kobietę trzymam kciuki.